Na wstępie chciałbym po krótce opisać podróż do Krajów Bałtyckich. Pierwsze posty opublikowałem miesiąc temu. Były związane z cmentarzyskiem aut radzieckich na Litwie. Od dłuższego czasu planowałem odwiedzić kraje bałtyckie.

Jest to wspólna geopolityczna nazwa trzech niewielkich państw położonych nad południowo-wschodnim Bałtykiem: Litwy, Łotwy i Estonii, choć tego ostatniego ze względów czasowych nie było mi dane tym razem odwiedzić. Wszystkie trzy są dość bliskie sercu Polaków, choć z oczywistych względów największym sentymentem darzymy Litwę. Gdyby te kraje połączyły się, to mogły by bardziej liczyć się w rejonie, ale na moje oko łączy je tylko położenie geograficzne i niewiele więcej. Każdy z tych krajów jest diametralnie inny – zarówno jeżeli chodzi o historię, społeczność czy korzenie.


Minął prawie rok od mojego ostatniego dłuższego wyjazdu i tym razem padło na Bałtów. Nie wiedziałem co mnie czeka. Wszakże niejednokrotnie więcej razy odwiedzałem Europę zachodnią i południową zapominając co mogę zobaczyć u naszych północno wschodnich sąsiadów.


Po krajach bałtyckich podróżuje się miło, choć na mapie odległości wydają się znacznie mniejsze. Wjeżdżając na Litwę, a później na Łotwę ukazały się nam wielkie zielone równiny poprzecinane licznymi rzekami i wciąż dość przepastnymi lasami. Domki drewniane pamiętające jeszcze okres lat 20 – tych ubiegłego wieku i małe miasteczka to nieodzowny element tych państw. Wspominałem wtedy Ukrainę, która klimatem według mnie bardzo przypominała te kraje.
Wiele miast szczególnie przemysłowych wydała się nam zaniedbała i częściowo wyludniona. Dzieje się tak, ponieważ wiele młodych mieszkańców tych republik wyjechała do krajów zachodnich po wstąpieniu do Unii Europejskiej w celach zarobkowych. Dodatkowo kraje te borykają się z niskim tempem przyrostu naturalnego ludności.

Dzisiejsza fotorelacja będzie rozpoczęciem całej serii związanej z opuszczonymi miejscami, które tam odwiedziłem ze znajomymi i będzie publikowana stopniowo.

Kołchoz który zobaczycie poniżej na zdjęciach  składa się z budynku administracyjnego i dwóch budynków ze sprzętem rolniczym – w jednym z nich jest dużo sprzętu używanego, w drugim sprzęt nieużywany. By dostać się do pierwszego trzeba się nachodzić, ponieważ wszystko jest zabezpieczone. Na szczęście w większości przypadków znajdzie się jakieś okno niedomknięte lub drzwi. W środku znajdziemy kombajn, kilka ciężarówek, motor radziecki a nawet Kirowiec K700, który był w czasach świetności najmocniejszym ciągnikiem spotykanym z krajach bloku wschodniego. Dodatkowe pomieszczenia, to warsztat mechaniczny, biuro i klimatyczna sala spotkań z różnymi tablicami informacyjnymi i instruktażowymi. Pozostawione jest wszystko tak, jakby nikt tego nie ruszał przez 30 lat.

W następnym budynku po wejściu natrafiamy na sporo nieużywanego sprzętu, w którym znajduje się kilka radzieckich ciężarówek kombajnów. Do tego budynku wejście jest bardzo łatwe. Budynek na otwartej przestrzeni, przy głównej drodze – która na szczęście nie jest ruchliwa, ale w każdej chwili może rolnik przyjechać po sprzęt. Po szybkiej serii zdjęciowej wychodzimy niezauważeni i ruszamy dalej.

Dawny Kołchoz zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Pierwszy raz byłem w takim miejscu, które tak długo zachowało swój stan pomimo tego, że minęło już prawie 30 lat po upadku ZSRR.

Marek Pawlicki

GALERIA ZDJĘĆ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *