Kolejny ośrodek wakacyjny który miałem możliwość zobaczenia. Z innymi łączy go jedno. Należał kiedyś do dużego zakładu pracy. W tym wypadku z tego co udało mi się dowiedzieć ten należał do spółki górniczej i od kilkudziesięciu lat stoi opuszczony.
By zrozumieć dlaczego poniżej opisuje krótką historię tego typu miejsc.
W PRL-u o tym, że pracownikowi należał się wypoczynek, wiedzieli wszyscy. Ba, samo Państwo – organizowało specjalny system takiej “spółdzielni oferującej ośrodki wczasowe” – gdzie członkami były przedsiębiorstwa państwowe, które swoimi ośrodkami wczasowymi w takich miastach jak: Sopot, Krynica Morska czy też Kołobrzeg. To nad morzem. Ośrodki w Górach – Zakopane, Krynica, Szklarska Poręba czy Kowary oferowały wypoczyn
Wkrótce pracownikom znudziło się przyjeżdżanie co roku do tego samego ośrodka. I tak powstał system wczasów pracowniczych – gdzie poszczególne zakłady pracy oferowały swoje miejsca dla pracowników innych zakałdów pracy – w drodze wymiany miejsc. W ten prosty sposób znacząco wzrosła atrakcyjność ośrodków wczasowo-wypoczynkowych dla pracowników – którzy zaczęli korzystać z możliwości spędzenia urlopu w różnych miejscach Polski. Tak było do 1990 roku. Potem, wszystko zostało w przeważającej ilości wypadków rozgrabione. Niektóre zakłady pracy straciły płynność i zostały “sprywatyzowane”, czyli ktoś je przejął, zwolnił załogę i wyprzedał, co się dało a w miejscu prężnego zakładu nawet ze zdolnością eksportową pojawiło się rumowisko rozkradanych sukcesywnie fragmentów byłego już zakładu pracy.
Podobny los spotkał całe prawie mienie tych przedsiębiorstw. Zlikwidowano większość tego typu ośrodków wypoczynku dla pracowników, ale że w przyrodzie nic nie ginie, to ktoś skupił te wszystkie dobra i dzisiaj trudno jest nawet dociec, kto to faktycznie nabył.
Do tego ośrodka przyjechałem od razu jak tylko było możliwe. Nie było większych problemów by się do niego dostać. Było widać od razu, że teren ktoś dozoruje. Większość domków było pozamykanych. Udało mi się wejść do jednego. Byłem bardzo miło zaskoczony, że cały obiekt był w bardzo dobrym stanie. Domki nienaruszone. Nic nie uszkodzone, ani nie ukradzione. Najciekawszym punktem był budynek główny z jadalnią, kuchnią, salą zabaw i magazynem z kajakami, nad którym kontrolę przejęła natura i dzięki czemu można było zrobić piękne ujęcia.
Na końcu przy moim aucie spotkałem dozorcę z którym wymieniłem kilka zdań. Oczywiście nie był zachwycony, że chodziłem po ośrodku, ale koniec końców pożegnaliśmy się w miłej atmosferze.
Poniżej galeria zdjęć. Zapraszam
Marek Pawlicki
GALERIA ZDJEĆ